23 lip 2012

makijaż - paw czy inna papuga...

Znowu coś w kolorze :)
Taki eksperyment, ten makijaż chodził mi po głowie od dłuższego czasu, ale tym razem nie wykorzystałam go w ciągu dnia - zmalowałam, sfotografowałam, zmyłam. Okazał się za mocny. Przez "mocny" tutaj rozumiem jego "ciężkość" w połączeniu ze zbyt mocnym kolorem. Prezentowaną opcję może zostawię na jakąś imprezę ;)



słoneczny wakacyjny post...

Żeby nie było. Uwielbiam wakacje, kocham lato. Jestem zdecydowanie stworzeniem ciepłolubnym. Ale nie "korzystam z lata" w typowy sposób, bo się nie opalam. Już pisałam na blogu że mam bardzo jasną, ba! bladą skórę, i jeszcze wrażliwą, i ciężko się opalającą i cholernie podatną na poparzenia słoneczne, więc po prostu zabezpieczam się wysokimi filtrami :) No i w sumie lubię swoją karnację.
Wiem, wiem, że wśród was znajdą się szczęśliwe posiadaczki skóry która łatwo i szybko się ładnie opala i bez poparzeń, ale, dziewczyny! Jest taka sprawa. Słońce przyspiesza starzenie się skóry. Naprawdę.
Niby wiem o tym od dawna, ale dopiero dzisiaj w filmiku Andrea's Choice zobaczyłam to zdjęcie:
Ten mężczyzna to 69-letni kierowca ciężarówki. Po 28 latach tej pracy, w której lewa strona twarzy była stale bardziej nasłoneczniona, stał się świetnym przykładem dla dziewczyn, które nie chcą przyspieszyć procesów starzenia. Daje do myślenia, hm? ;)

źródło zdjęcia: http://www.sunny923.com/includes/blog/index.php?action=blog&blog_id=1&post_id=2451

22 lip 2012

złotawy dzienniak

Tym razem przychodzę z makijażem typowo dziennym ;)



Nic specjalnego w sumie, jedyne urozmaicenie to delikatny różowy "udawany" błysk na środku powieki, powstały przez nałożenie jasnego, błyszczącego różowego cienia (iridescent pink z Kobo) na środek powieki przy linii rzęs i nałożenie na niego złotego cienia.


Pozdrawiam cieplutko :)

18 lip 2012

wczorajsza tapeta - oswajanie niebieskości...

...bardzo ostrożne, bo niebieskość tu występuje w postaci bardziej grafitowej. Zastanawiałam się, czy prezentować ten makijaż bo okazało się że zdjęcia, które zrobiłam są kiepskie (nieostre i ze źle ustawionym balansem bieli), no ale pokazywałam gorsze :P
Makijaż jest dość niedokładny, ale tym razem takie miałam założenie - eksperyment i spontaniczność. 

Mam nadzieję, że jutro obudzę się o ludzkiej godzinie, nie o 12-ej, i znajdę motywację na szpachlę, którą będę się mogła tu pochwalić ;] Fajnie jest się wyspać, ale po 12-godzinnym śnie czuję się jak złom i nie mam na nic ochoty. Wszystko przekładam na następny dzień, i jedyne co to siedzę przy komputerze (koło mojego monitora, o zgrozo! stoli lustro, a ja z tłustą cerą i świeżymi pryszczami, oczami podkrążonymi jak u wampira i tłustymi włosami... To nie jest fajne.) albo przed telewizorem, piję hektolitry herbaty. Uroki wakacji...

16 lip 2012

recenzja: My Secret, Matt Eye Shadow

Tak, lubię tanie cienie. Lubię mieć dużo cieni a fundusze nie pozwalają mi na kupowanie dużych ilości drogich kosmetyków. Na szczęście z bazą Art Deco większość nawet niedrogich cieni trzyma się dobrze na powiece :)
Zgromadziłam kolekcję 6 z dostępnych 10 cieni My Secret Matt Eye Shadow. Jak nazwa wskazuje, są to cienie matowe. Naprawdę matowe.


Opakowanie to coś, co uwielbiam w tych cieniach. Proste, przezroczyste i naprawdę porządne (upadały mi nie raz, i ani opakowanie, ani cienie nie doznały uszczerbku). I, może to banalne, ale podoba mi się to że jest płaskie, wieczko nie jest, jakby to powiedzieć, zaokrąglone. Dzięki temu mogę stawiać jeden cień na drugim, dla mnie to bardzo wygodne.



Napisy się ścierają, tak samo nadruk na spodzie opakowania. Opakowanie lubi się ubrudzić obsypanymi cieniami od środka.


Do rzeczy!
Niestety, jak to często bywa, cienie różnią się od siebie jakościowo, dlatego zrecenzuję poszczególne odcienie osobno.
501 - mleczna biel, bynajmniej nie mocno biała, taka trochę ecru. Kiepsko napigmentowana i bardzo "sucha". Używam jej np. do lekkiego rozjaśnienia miejsca pod brwią. Lepiej nie spodziewać się cudów.
505 - cielisty, jasny beż.Taki neutralny, ni to różowy, ni to pomarańczowy, bardzo fajny do makijażu nude. Jeden z moich ulubionych. Pigmentacja w porządku, również dość suchy, ale chyba mniej niż 501.
506 - dość ciepły, taki czekoladowy brąz. Również bardzo go lubię, ładny kolor do makijażu dziennego. Całkiem dobra pigmentacja.
503 - za cholerę nie wiem, po kiego grzyba mi ten kolor! Poważnie. Ani razu go nie użyłam na powiece. Raz próbowałam użyć jako różu, ale jest strasznie taki talkowy, to można zauważyć nawet przy mazianiu palcem, jest suchy i się osypuje. Chyba go kupiłam bo na początku wydawał się bardzo jasnym różem, a już po pierwszym dotknięciu pędzla pojawił się ten toksyczny róż.
509 - ciepły odcień granatu, taki błękit pruski. Porządnie napigmentowany, ale trudno się rozciera, lubi robić plamy, ciężko go usunąć z pędzla (taki urok tego koloru, po farbach w takich ciepłych odcieni niebieskiego też długo nie mogę domyć pędzli), trzeba umyć pędzel (ogólnie ja zwykle wycieram w chusteczkę, myję raz na tydzień) bo inaczej może nas spotkać niemiła niespodzianka gdy zechcemy pędzla użyć do innego koloru. Ogólnie kolor ładny ale ciężki, i nawet jeśli udaje mi się go dobrze nałożyć to w ciągu dnia robią się nieestetyczne placki, trochę się osypuje.
510 - czerń. Nie jest to najczarniejsza czerń na świecie, choć pigmentacja nie jest zła. Czasem też robi placki, choć nie tak jak 509 - tu trzeba wprawy w nakładaniu.


swatch:




U mnie z trwałością jest całkiem w porządku, zwłaszcza że zawsze nakładam na bazę. Poza tym nieszczęsnym 509, który w ciągu dnia się potrafi dziwnie zachowywać. Nie zauważyłam rolowania się, ale jak mówię, używam bazy.


Kolorów 501, 505, 506 i 510 użyłam w tym makijażu: klik!
I tych właśnie kolorów używam dość często.
Plusem jest ich dostępność - są w stałej ofercie My Secret w drogeriach natura, oraz ich cena: 5,99zł, a czasem można dostać taniej w promocjach.

tapeta na dziś - trochę orientalnie :)

Ze względu na jego "ciężkość" można by ten makijaż uznać za wieczorowy, zwłaszcza ze zrezygnowałam z - jakby na to wskazywała logika - jasnych ust. No i pojawił się ciemny liner na linii wodnej.




Jak się wam podoba? :)

9 lip 2012

dzienny, ale odważny - powiększający oczy

Makijaż w stonowanych, neutralnych kolorach, ale jednak dość odważny ze względu na mocny kontrast i mocne podkreślenie załamania powieki. Lubię ten makijaż, chętnie go noszę latem, choć można by uznać, że jest trochę karykaturalny, taki w stylu Twiggy. Jakby ktoś był ciekawy mogę zrobić tutorial obrazkowy jak taki mejkap uczynić, w ogóle mogę jakiś tutorial poczynić bo mam wakacje i sporo wolnego czasu :)
 Przydałaby się jeszcze biała kredka na linii wodnej, ale nie posiadam takowej, ale choć na zdjęciach poniżej moja linia wodna wygląda na ciemnawą, w rzeczywistości jest bardzo jasna :) A jak na razie jedyne co mi się w miarę trzyma na linii wodnej (dłużej niż 2 minuty) to żelowe eyelinery z Essence, ale jasnych nie mają w ofercie. Znacie jakieś nadające się na linię wodną, wodoodporne kredki?

Podoba się wam czy uważacie go za trochę, hm, przesadzony? ;)

5 lip 2012

porównanie maskar: Essence No Limits i Sensique XXL Waterproof

Haha, chciałam pisać tu coś w międzyczasie w trakcie roku szkolnego, ale bez szans. Nawet jeśli zdarzało mi się mieć wolną chwilę, to i tak nie było szans na robienie zdjęć - wychodzę rano, wracam późnym popołudniem, a nawet wieczorem (bo to był szalony rok szkolny i zdarzało mi się siedzieć w szkole od 8 nawet do 20 x)). Teraz mam wakacje i może się będę tu pojawiać ;)


Przejdźmy do rzeczy. W limitowance Sensique pojawił się wodoodporny tusz do rzęs. Nie spojrzałabym pewnie na niego, udałam się do Natury po wypróbowany przeze mnie już wodoodporny wynalazek Essence No Limits Waterproof. Ale go nie zastałam! Jak ktoś wie, czy został wycofany, poinformujcie mnie w komentarzu:) Więc szukając równie taniego i wodoodpornego tuszu znalazłam ten z letniej edycji limitowanej Sensique. Dlaczego musi być wodoodporny? bo w przypadku oczu łzawiących z byle powodu, a nawet bez powodu, używanie nie-wodoodpornego tuszu nie ma sensu, bo jak już kupuje tusz do rzęs to wolę go mieć na rzęsach a nie pod okiem w postaci kleksa :D Więc padło na Sensique XXL Waterproof with Silicon Brush Mascara, reklamujący się zawartością wosku ryżowego. Ma wydłużać, pogrubiać, zagęszczać, dokładnie rozczesywać rzęsy, nie sklejać ich, pozostawiać je elastyczne, nie niszczyć ich, a wręcz je wzmacniać i odbudowywać! tere-fere.  Może chociaż nie będzie tak bardzo niszczył ;)


Sensique na górze, Essence na dole. Jak widać praktycznie nic nie zostało z nadruku  na opakowaniu Essence. I już widzę, że z opakowania Sensique też się zdzierają napisy.




Porównanie!
Opakowanie jest łudząco podobne - kolor zbliżony do turkusu, w przypadku Sensique trochę ciemniejszy. Nie posądzałabym tu o jakiś plagiat czy coś, bo jakbym miała sprzedać tusz którego najważniejszą cechą jest wodoodporność to trzeba użyć koloru kojarzącego się z wodą, no nie? No to kolory obu opakowań kojarzą się z wodą.
W przypadku Essence dostajemy 7ml produktu, a od Sensique zatrważające 11ml. Mam obawę że wyschnie zanim zdążę go zużyć.


Szczoteczka w tuszu Essence jest nie za duża, co dla mnie jest plusem bo łatwiej mi operować czymś niewielkim. Jest w kształcie choinki czy stożka, co również mi odpowiada, bo dzięki takiemu kształtowi bardziej podkreślone są rzęsy przy zewnętrznym kąciku :)
Obawiałam się tej silikonowej szczoteczki w tuszu Sensique. Ogarnęło mnie przerażenie gdy zobaczyłam jej wielkość. Jest strasznie długa! Dopiero po użyciu się do niej przekonałam. Wprost bajecznie rozczesuje rzęsy :) Moje rzęsy nie rosną równolegle tylko się krzyżują pod różnymi kątami. Nie sądziłam, że za pomocą samej szczoteczki (bez uprzedniego przeczesania grzebyczkiem) uzyskam taki efekt. Essence No Limits niestety skleja trochę rzęsy. Trochę za bardzo. Przy tym rzeczywiście je pogrubia, nie wydłuża ich jakoś specjalnie, chyba w ogóle nie podkręca (moje rzęsy są proste jak druty i bez zalotki chyba zawsze takie będą). Sensique nie skleja ich w ogóle, jak wcześniej napisałam, świetnie je rozczesuje - te "wypustki"  czy "włoski" czy jak to nazwać są na tyle długie i sztywne, że w tym aspekcie świetnie sobie radzi z moimi niesfornymi rzęsami. I niesamowicie wydłuża. Naprawdę. Przeraziłam się za pierwszym razem. Zrobiło się nawet coś w rodzaju tzw. owadzich nóżek. Ale już opanowałam szczoteczkę i nie ma tego problemu :)


Po lewej szczoteczka Sensique, po prawej Essence. Na końcu obu szczoteczek zbiera się nadmiar tuszu - ja tego glutka nie wycieram, tylko nakładam na rzęsy przy zewnętrznym kąciku, żeby jeszcze bardziej je podkreślić ;)




Trwałość Essence No Limits jest w porządku. Jak najbardziej siedzi na rzęsach cały dzień i łzawiące oczy mu nie straszne.  No, może trochę... Tusz się nie rozmazuje, ale zdarza mu się trochę osypać.
Natomiast nie zauważyłam w sumie żadnej różnicy między tym, jak nowość od Sensique wygląda zaraz po nałożeniu a jak wygląda po całym dniu. Nie osypuje się, o rozmazywaniu nie ma mowy.


Dodatkowo maskara Sensique ma jakąś taką fajniejszą fakturę. Poprzednie tusze, jakich używałam (moje i czasem pożyczane od mamy) były takie jakby szorstkie, chropowate i sztywne na rzęsach. Ten jest jakby nieco bardziej elastyczny i ma trochę "gładszą" fakturę.


Tusz z limitowanki Sensique zdecydowanie przypadł mi do gustu :) mimo iż bardzo lubię tusz od Essence, hmm, nie miałabym nic przeciwko gdyby Sensique XXL Waterproof with Silicon Brush wszedł do stałej oferty :)


Aha, cena. Za omawiany tusz od Essence płacimy coś koło 12 czy 13zł, za ten od Sensique - 10.99zł.