17 lis 2012

co zrobić z nielubianymi kosmetykami?

Chyba każda z nas doświadczyła sytuacji w której kupiony kosmetyk albo się nie sprawdził w pierwotnym zastosowaniu albo zwyczajnie się znudził. I pewnie większość z nas ma wtedy opory, by taki kosmetyk wyrzucić ;) Wtedy, o ile nie mamy komu tego kosmetyku "opchnąć", najlepiej znaleźć dla niego alternatywne zastosowanie. Przedstawię Wam kilka moich sposobów na nowe życie dla niewykorzystanych kosmetyków. Zaczynamy!

odżywki i maski do włosów
trick powszechnie znany, ale myślę  ze warto o nim wspomnieć  Nielubiana odzywka do włosów z powodzeniem zastąpi nam żel do golenia - większość odzywek daje naprawdę dobry poślizg!
Możemy tez ją wykorzystać do pielęgnacji pędzli do makijażu z naturalnego włosia.

kremy, balsamy
kremy, które okazały się być za ciężkie, za tłuste żeby móc je stosować na twarz możemy wykorzystać jako balsam do ciała, krem do stóp, kolan, łokci, dłoni  Możemy tez je stosować do włosów na wysuszone końcówki :) zwykle świetnie ja nawilżają i wygładzają!

zele pod prysznic, płyny do kąpieli
Nie ma w tym pewnie nic odkrywczego, ale zwykle jak nie przepadam za żelem pod prysznic, przelewam go do butelki z pompką i używam jako mydła w płynie.

perfumy
Nawet jeśli z jakiegoś powodu pomimo ładnego zapachu, perfumy źle na nas "leżą", można wykorzystać je jako odświeżacz powietrza. Najlepiej spryskać nimi materiał (na nim zapach trzyma się dość długo), a więc pościel, zasłony, narzuty.

Antyperspirant, dezodorant
Jeśli nie sprawdził się pod pachami, to może spróbujmy użyć go do stóp? Ja osobiście nienawidzę zapachowych antyperspirantów (od pachnienia mam perfumy! ;)). Nie zapominajmy, ze gdy stopa mniej się poci, jest tez mniej podatna na otarcia i odparzenia.

cienie do powiek
jasne, perłowe możemy wykorzystać jako rozświetlacz - do twarzy czy na dekolt. Te w odcieniach różu mogą zastąpić róż do policzków.
Mi zdarzało się tez kilka pokruszonych, starych cieni mieszać i sprasowywać, tworząc nowy kolor.

podkład
No chyba nie ma kobiety, która jest zadowolona z każdego podkładu który kupi. Czasem jest to sprawa właściwości, czasem koloru (szczególnie bladolice wiedzą na pewno, o czym mówię). Taki bubel możemy zmieszać z balsamem do ciała lub kremem z filtrem i latem wykorzystywać na przykład do nóg  Bardzo lubię ten sposób gdyż moje nogi nigdy nie maja ładnego równego kolorytu - zawsze mam zaczerwienione od golenia (depilacja nie wchodzi w grę  mam za wrażliwą skore - zanim zejdzie podrażnienie i opuchlizna to już zaczną mi odrastać włoski), widać siateczkę niebieskawych żył, parę pękniętych naczynek. Wiec jeśli już pogoda zmusza mnie do nałożenia szortów, z pomocą przychodzą mi niewypały podkładowe.

pomadki
Pomadka wysusza usta? niekoniecznie trafiony kolor? Możemy coś z tym zrobić  Na przykład stopić ze sobą kilka pomadek w celu uzyskania lepszego koloru (są o tym filmiki na YT;)). Albo przełożyć do małego słoiczka i zmieszać z pomadką ochronną, wtedy uzyskamy po prostu lekko zabarwiony balsam do ust.
Niby możemy wykorzystać pomadkę jako róż w kremie, ale na mieszanych i tłustych cerach się to nie sprawdzi - będzie nietrwała i może zapchać pory.

pasta do zębów
pastę do zębów możemy wykorzystać do wysuszania krost. Serio :D działa antybakteryjnie i wysuszająco, wiec pomoże nam w walce z nieprzyjaciółmi w postaci pryszczy. Ale uwaga - to raczej dotyczy tych past w formie białego kremu, te żelowe już nie radzą sobie tak dobrze.

W sumie nie są to wyjątkowo odkrywcze sposoby, ale mam nadzieję, że kogoś tym postem zainspirowałam do znalezienia nowego życia dla nieużywanych kosmetyków :)
A Wy, jakie macie sposoby na niewypały kosmetyczne? koniecznie podzielcie się nimi w komentarzach!
Pozdrowienia :)

13 lis 2012

tag - Liebster Blog

Zostałam otagowana przez Omitsu :*
 
Zasady zabawy: Wyróżnienie Liebster Blog otrzymywane jest od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawane dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Osoba z wyróżnionego bloga odpowiada na 11 pytań zadanych przez osobę, która blog wyróżniła. Następnie również wyróżnia 11 osób (informuje je o tym wyróżnieniu) i zadaje 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, z którego otrzymało się wyróżnienie.

Zestaw pytań, które otrzymałam od Omitsu:
1. Czy masz w domu zwierzaki? Jakie?:)
Mam dwie kotki - dachowiec Andrzej i pół pers, pół norweg Azor :)
2.Spódnica,spodnie czy legginsy?
Nie noszę spódnic. Legginsy zdarza mi się nosić ale do szortów. Ostatnio preferuję jeansy albo szorty noszone na rajstopy.
3.Jakie buty lubisz?
Najbardziej lubię buty DC na deskę :D Bardzo wytrzymałe, sprawdzają się w każdą porę roku (tylko jak jest bardzo mokro to jednak siłą rzeczy woda się do nich wlewa). Dla mnie, jako dziecka hip hopu, estetycznie są również na odpowiednim poziomie. Na obcasach uczę się chodzić, lubię raczej toporniejsze, koniecznie z zakrytym i raczej okrągłym noskiem.
4.Ukochany kosmetyk do włosów?
Włosomaniaczki mnie tu zabiją, ale najbardziej mi się przydaje lakier :D mogłabym żyć bez odżywek, masek i mgiełek (bo domowymi sposobami też można dbać o włosy), ale fryzurę czasem trzeba doprowadzić do ładu ;)
5.Twój zimowy sposób na jesienną depresję
Ehh, chyba go nie mam. Zwykle odstresowuję się oglądając kreskówki (moja ukochana to "Pora na przygodę").
6.Twój idol (włosy,makijaż,figura)
Uuuu tu ciężko cokolwiek powiedzieć (raczej świat szołbiznesu i celebrytów średnio mnie interesuje). Uwielbiam Helenę Bonham Carter za całość, za jej kreacje filmowe i role, jakie podejmuje (jej włosy też mi się zawsze podobają, figura też spoko ;))
7. Ulubione danie na szybko?
Kasza manna :D z mlekiem i cukrem. Może to nie danie, ale bardzo ją lubię.
8.Wieczór w domu czy spacer po plaży?
Zależy od pogody. Ale chyba wystarczająco dużo czasu spędzam w domu żeby woleć jednak spacer po plaży, ale nie dlatego ze po plaży tylko dlatego żeby po prostu spacerować.
9.Miejsce, które chciałabym odwiedzić to...
Parę miast w Hiszpanii. Szczególnie Granada, w której spędziłam dwa tygodnie wiosną tego roku, zakochałam się w tym miejscu :)
10.Dlaczego założyłam bloga?
Chyba jak każdy :) żeby podzielić się doświadczeniami z innymi i zaprezentować to, co umiem lub czego się uczę (dostawanie komentarzy z pochwałami czy krytyką zawsze jest budujące :))
11.Wino, wódka czy piwo?
Piwo (zwykle owocowe) pijam głównie w lato. Dlatego raczej wódka jeśli już jest większa okazja ;)

taga przekazuję Levo z levo-kosmetycznie.blogspot.com :)
Moje pytania to:
1. W makijażu stawiasz na bezpieczne, neutralne kolory czy wykorzystujesz też żywsze, odważniejsze kolory?
2. Gdybyś miała ograniczyć swój makijaż do dwóch kosmetyków, jakie by to były?
3. Zdarza ci sie używać kosmetyków z "niższej półki"? Jeśli tak, to jakiej firmy?
4. Kosmetyki drogeryjne, naturalne, dermokosmetyki?
5. Lubisz dostawać kosmetyki w prezencie?
6. Mieszkanie w mieście czy domek na wsi?
7. Jakie perfumy lubisz? Lekkie kwiatowe, świeże owocowe, a może cięższe zapachy?
8. Zdarza ci się nie zmyć makijażu przed snem?
9. Morze czy góry?
10. Lato czy zima?
11. Owoce czy słodycze? ;)

Zachęcam do zabawy :)

10 lis 2012

blue, baby!

Siema, siema! to znowu ja!
Kolejny ciemny, przydymiono-podobny makijaż :) Tutaj takie cuda wianki publikuje, a ostatnio zwykle się zadowalam matowym beżem z małą ilością brązu i delikatną kreską
No, taki ciemny mejkap z niebieskim i ledwo widoczną ciemną zielenią.


 Rozjaśniłam włosy! Po ponad roku farbowania na czarno średnio raz w miesiącu nie było to proste. Owszem, zniszczyły się i wysuszyły, ale szczerze, to jakoś nad tym nie ubolewam. Stały się łatwiejsze w obsłudze. Są bardziej puszyste, łatwiej je pofalować czy zakręcić i nie prostuje się to po 30 minutach. Taka miła odmiana ;) Przed rozjaśnieniem nie były w ogóle zniszczone, były w świetnym stanie, ale były ciągle oklapnięte, po kręceniu zaraz się prostowały, bleh. Nie dało się w żaden sposób uzyskać jakiejkolwiek objętości.
Rozjaśniły się nierównomiernie (miejscami mam rude, miejscami prawie czarne), będę więc próbowała to wyrównać w grudniu, tym razem jednak zaprzęgnę kogoś do pomocy.
Korci mnie żeby je znowu mocniej wycieniować, żeby jeszcze bardziej zwiększyć ich objętość, ale w styczniu studniówka, pamiętam z zeszłego roku ból ze zrobieniem fryzury, żadnego upięcia nie można  było z tego zrobić, skończyło się na zwykłych loczkach. Dlatego przynajmniej do tej studniówki się trzymam z dala od nożyczek :P

Pozdrawiam :)

12 paź 2012

makijaż dla brązowookich - krok po kroku

Nie wiem, jak nazwać główny kolor występujący w tym makijażu, bo nie jest to ani turkus, ani pistacja, ani mięta, tylko coś pomiędzy. Nie powiem wam również, co to za cień, bo to z paletki kupionej w TK Maxxie. Paletka była tekturowa, ktoś ją zalał i trzeba było deportować cienie, więc znajdują się w opakowaniu zastępczym i za Chiny nie pamiętam co to była za firma x)
W każdym razie - kolorystyka pasująca dla brązowych oczu :) Nie mówię, że przy innym kolorze tęczówki nie będzie taki makijaż pasował, ale brązowookim pasuje na pewno bardzo dobrze :)

Zaczynamy!
Po nałożeniu na powiekę bazy, rysuję czarnym matowym cieniem kreskę w załamaniu powieki, czy raczej trochę wyżej (to nie jest konieczne, ale wg mnie daje lepszy efekt)...

 ...i wyciągam ją w kierunku skroni w takim "kocim" kształcie.

Na całą powiekę nakładam ten turkusowo-miętowo-pistacjowy kolor (pomóżcie mi go nazwać :P).

Na środek powieki oraz w wewnętrznym kąciku nakładam jasny, błyszczący cień w lekko żółtym, chłodnym odcieniu, ten sam kolor w małej ilości dodaję pod łuk brwiowy.
Rozcieram czarny cień matowym granatem, zwłaszcza w zewnętrznym kąciku.

Na dolnej powiece robię kreskę czarnym i granatowym cieniem (na zdjęciu nie widać tego granatu).

Rysuję kreskę czarnym eyelinerem (nie zapominając o górnej linii wodnej).

Doprowadzam do ładu brwi, tuszuję rzęsy, nakładam biały eyeliner żelowy na dolną linię wodną.

Voila!

Oczywiście, przy mniejszych oczach czy u mniej odważnych osób można dopasować ten makijaż, na przykład skracając kreskę na dolnej powiece, zostawiając ja tylko przy zewnętrznym kąciku. Biały eyeliner/kredka na linii wodnej też jest opcjonalna - ja osobiście go stosuję tylko i wyłącznie wtedy, kiedy mam coś ciemnego na dolnej powiece. W innym wypadku ją pomijam, bo wygląda zbyt nienaturalnie. Oczywiście, można zastąpić ją cielistą lub w ogóle pominąć :)
 Mam nadzieję, że kogoś ten makijaż zainspiruje :) I piszcie w komentarzach, czy chcecie więcej takich stepików!
Pozdrawiam i życzę miłego weekendu :)


5 paź 2012

Coś z pomarańczem - step by step :)



Pierwszy raz się zebrałam do zrobienia step-by-step!
Nie było łatwo, bo swoje makijaże zawsze robię chaotycznie. Zawsze coś co chwilę poprawiam, bardziej rozcieram, dokładam cień, więc gdy cienie mam nałożone i chcę zrobić krechę, nagle mi się przypomina, że muszę poprawić dolną powiekę. Robię kreskę i nagle zauważam, że powinnam trochę lepiej rozetrzeć załamanie... Niemniej jednak  spróbuję moje chaotyczne poczynania w miarę przystępnie opisać ;)

Cienie, których użyłam:
Paletka Sleek Sunset, matowe cienie My Secret: 509, 510, 506, pigment Kobo Hot Orange. Nie wiem, czemu nie wpadłam na to żeby użyć czerni z paletki Sleek, naprawdę nie wiem.


1. Podkład, korektor, puder, te sprawy. Baza pod cienie na całą powiekę, również dolną. Nie musicie sobie nią brudzić rzęs jak ja to zrobiłam, bo to efekt niepożądany.
Nakładamy pigment Kobo, jak na zdjęciu: nie na całą powiekę, robimy taką jakby pionową szczerbę blisko środka oka (trochę bliżej wew. kącika).
Btw., nie mam pojęcia, czemu ten pigment nazywa się Hot Orange. Pomarańczowy może jest w opakowaniu, ale na każdej bazie robi się czerwony. No a na sucho nie radziłabym nakładać pigmentu.

2. W zewnętrznym kąciku dodaję mieszankę granatowego i brązowego matowego cienia My Secret.

3. Rozcieram twór z poprzedniego kroku brązowym cieniem (w górę i na załamanie powieki).

4. Na środek powieki nakładam pomarańczowy cień (Sleek)

5. Pomarańczowy cień, zmieszany ze złotym oraz jasny, błyszczący cień (nie z tej paletki) nakładam w wewnętrznym kąciku.

6. W zewnętrznym kąciku dodaję czarny cień (trochę dalej niż ten kącik naprawdę jest), łączę z dolną powieką.

7. Przedłużam kreskę na dolnej powiece mieszanką granatowego i brązowego cienia My Secret.

8. Rozcieram kreskę na dole bordowym cieniem (Sleek)

9. Dodaję mieszankę pomarańczowego i tego rudawego - trzeci od lewej w dolnym rzędzie (Sleek) bliżej wewnętrznego kącika na dolnej powiece.

10. Jeszcze rozcieram cienie nad załamaniem tym rudawym oraz bordowym cieniem (Sleek). Robię krechę eyelinerem żelowym (u mnie - Essence), dodaję taką krótką też na dolnej powiece. Wyciągam rzęsę z oka.

11. Oporządzam brwi (podmalowuję szarą kredką do brwi Manhattan i czeszę), tuszuję rzęsy.

Taa-daaam! Efektowny mejkap skończony. Nawet można powiedzieć, że jesienny, więc w końcu się może wstrzeliłam w modę ;) 

Nie twierdzę, że nie dałoby się takiego/podobnego makijażu osiągnąć mniejszym nakładem pracy, na przykład zastępując mieszankę granatowego i brązowego cienia jednym, grafitowym czy ciemnobrązowym, ale no wiecie... Maniera dzieciaka z Plastyka... Zawsze trzeba coś przekombinować :P

Mam nadzieję, że komuś się ten stepik przyda :) Miłego weekendu!

29 wrz 2012

neutralny - z gościem specjalnym :)

tym razem nie na mnie, a na koleżance, która poprosiła mnie o makijaż weselny.
Tak dość delikatnie (jak na moje preferencje) ale koleżance pasują delikatniejsze makijaże więc tak było dobrze:) Plus sukienka była w klasycznym stylu (lata 50'/60'), więc nie ma co kombinować.


Pozdrawiam, zwłaszcza modelkę :D

27 wrz 2012

na złoto!

to, że znikłam nie znaczy, że nie istnieję i nie maluję :P tylko wakacje się skończyły, czasu nie ma, zwłaszcza rano żeby sfotografować co zmalowałam.



1 wrz 2012

pomadki Golden Rose

Z używaniem przez mnie kosmetyków do ust bywa różnie. Zwykle nie kładę na nie nic poza Carmexem. Fenomenem mojego skromnego zbioru mazideł do ust jest to, że jeszcze tydzień temu nie było w nim typowo dziennych kolorów. Znajdzie się intensywna ciepła czerwień i fuksja, ciemne bordo, ciemniejszy fiolet i jaśniejszy, wpadający w fuksję, jest też niemal neonowy pomarańcz, pomarańczowy i czarny błyszczyk. A żadnych nude ani nawet takich mocno zbliżonych do mojego naturalnego koloru ust.
I tak sobie pomyślałam, że trzeba uzupełnić braki :D Rossman mnie nie zachwycił wyborem pomadek. Znaczy, pewnie by się coś znalazło, ale jednak wolałam najpierw zajrzeć na stoisko Golden Rose. Ucieszyłam się, bo za taką kwotę, jaką bym wydała na jedną pomadkę (np osławioną Airy Fairy Rimmela) kupiłam dwie w GR, w dodatku wydaje się, że jakościowo lepsze - mniej tłuste, a więc i trwalsze.
O ile z szamponem, podkładem czy kremem to jest tak, że aby wyrobić sobie zdanie, trzeba stosować dłuższy czas, o tyle pomadka to pomadka, nie trzeba tygodni żeby stwierdzić, czy ma fajny kolor, czy jest trwała, czy wysusza usta. Do dzieła!

Oto zakupione przeze mnie cacka:



 Od lewej są to (jak opisane na pierwszym zdjęciu): 2000 Lipstick 104, Golden Rose Lipstick 127, Perfect shine Lipstick 240. Już w tym momencie zaznaczę, że wszystkie one są bezdrobinkowe (na tym mi zależy, nie przepadam za perłowymi czy metalicznymi pomadkami).

Tak się prezentują na ręce:

2000 Lipstick występuje w dość ciekawej i szerokiej gamie kolorystycznej, jak i wszystkie rodzaje pomadek Golden Rose, czyli od jasnych nude, przez różne róże, czerwienie, aż po ciemne bordo i fiolety; poza tym mamy różne wykończenia, od matowych po mocno błyszczące, z dużą ilością drobinek (tak jest chyba we wszystkich rodzajach pomadek, choć dokładnie ich wszystkich nie obadałam ;)). O samej pomadce nie mogę powiedzieć wiele złego. Nie wysusza, ale też nie nawilża zbyt dobrze, dlatego najlepiej nałożyć na zadbane, nawilżone usta. Jest to pomadka dobrze kryjąca, a w związku z tym nieco tępa może sprawić nieco trudności rozprowadzenie jej - mi najlepiej służy nakładanie jej (niedokładnie) prosto ze sztyftu, a potem rozcieranie palcami. Pędzelek zgubiłam, więc nie wiem jak by się sprawdził :P
Główną zaletą jest trwałość. Jak na tak niedrogi produkt dość porządnie trzyma się ust. Nawet po kilku godzinach, gdy zwykle po pomadce nie ma ani śladu, tutaj jest - ślad. Nie jest to już ta kryjąca warstwa, ale lekka poświata koloru. Pozytywne zaskoczenie.
Kolor, który mam, czyli 104, wydał mi się bardzo bezpieczny - przygaszony róż, niezbyt jasny, nie za ciemny. Taki dzienny kolorek. Jednak w domu gdy nałożyłam go na usta, przestał mi się podobać. Jak to pomadka kryjąca, ma w sobie sporo tej białej bazy. nałożona na moje naturalnie ciemne usta dała taki nieco cukierkowy efekt, co wygląda nieciekawie teraz, gdy jestem lekko opalona, i oliwkowe tony w mojej skórze są bardziej widoczne. Pewnie chętniej będę po nią sięgać zimą i wiosną, gdy wróci mi normalny kolor skóry, a właściwie jego brak ;)
Cena : 7,60zł (czyli nieprzyzwoicie tania, a jakościowo naprawdę warta uwagi ;))


Golden Rose Lipstick - kolor który mam  (127) również jest kryjący i matowy. Tym razem konsystencja jest jeszcze bardziej tępa (również najwygodniej mi się rozprowadza ją palcem), a w dodatku potrafi okrutnie podkreślić suche skórki (chyba widać to na zdjęciu) - czyli nakładamy na bardzo zadbane usta.
Tutaj trwałość jest również bardzo dobra. Pomimo tępej konsystencji nie odczułam dodatkowego wysuszenia ust (ale też żadnego nawilżenia).
Kolor, który mam - 127 - eksperyment. Szukam pasującej mi pomadki nude ;) Jak dotąd nic mi nie przypasowało. Mieszałam również różne błyszczyki i pomadki z podkładami, też dupa. Kolor 127 wydał mi się całkiem sympatyczny, lekko wpadający w brzoskwinię, jednak na moich ustach wygląda nieciekawie... Dam mu jeszcze szansę kiedy zblednę, może wtedy będzie wyglądał lepiej, teraz wygląda za słodko, a skóra przy nim niezdrowo.
Cena: 8,60zł.


Perfect Shine Lipstick to mój faworyt, głównie ze względu na kolor, ale po kolei. Nie jest już tak kryjąca (ale też nie jest słabo kryjąca :P), a więc ma przyjemniejszą konsystencję. Mam wrażenie, że lekko nawilża usta, co jest zdecydowanie na plus, nawet jeśli ceną za to jest mniejsza trwałość - która i tak jest całkiem w porządku (na pewno w porównaniu z pomadkami Ultimate Colour Catrice, które były, o ile mnie pamięć nie myli, prawie dwa razy droższe; ale o nich innym razem).
Tym razem jestem bardzo zadowolona z koloru. Ciemnawy, przygaszony, chłodny róż, może nawet podbity fioletem. Doskonale współgra zarówno z moją cerą, jak i naturalnym kolorem ust (nie ma teatralnego efektu, gdy szminka się nierównomiernie zjada). Bardzo chętnie sięgam po tę pomadkę.
Cena: 9,60zł (albo coś koło tego)

Jeszcze dodaję zdjęcia z całym ryjkiem, i gościem specjalnym w postaci loczków :P
zdjęcia można powiększyć.
Od góry to: 2000 Lipstick 104, Golden Rose Lipstick 127, Perfect shine Lipstick 240.

Znacie pomadki Golden Rose? A może macie swoje typy wśród niedrogich pomadek innych firm? :)

PS Lipstick ma opakowanie, które dość łatwo się otwiera, więc na pewno nie wrzuciłabym jej luzem do torebki. Ogólnie opakowania nie są jakieś specjalne, choć Perfect Shine i Lipstick prezentują się dość ładnie, elegancko. 2000 Lipstick jest trochę tandetne, z takiego srebrnego plastiku :P

30 sie 2012

czwartek na zielono + BabyBlue słucha ;)

Kiedyś, kiedyś, kupiłam sobie taki oto cień:
My Secret, Star Dust, 08
I nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek go użyła. Pewnie kiedyś go użyłam, może raz, może dwa, nie więcej. Więc dzisiaj uznałam ze w końcu wykorzystam tę piękną, błyszczącą, ciemną, chłoną zieleń, która zalega wśród miliona innych tanich cieni (żeby podbić i przyciemnić kolor, nałożyłam ten cień na czarny żelowy eyeliner Essence, nałożony na całą powiekę).



Czyli kolejny niezbyt odkrywczy mejkap a'la smokey ;)

Poza tym, przedstawiam Wam Kilo Kish. Moja tegoroczna letnia miłość *_*

Zaraz po The Internet, mojej miłości która sięga nieco wcześniej niż tegoroczne lato:

A jakie piosenki towarzyszyły wam tego lata? :D


29 sie 2012

wczorajsza tapeta: złoto-miedziano-jakaś, inspirowana

Po obejrzeniu tego tutorialu LetzMakeup poczułam nieco mniejszą niechęć do cieni w odcieniach pomarańczu. Zawsze byłam święcie przekonana, że kolory z domieszką pomarańczu średnio się sprawdzą na moich powiekach (największe szaleństwo z tym kolorem to była pomarańczowa kreska), ale pomyślałam, że czemu by nie spróbować? Zwłaszcza że moja twarz, która większość czasu jest bardzo blada, oliwkowa ale z przebijającymi przez nią naczynkami (więc też lekko różowa)  jest obecnie nieco opalona, więc jest już po prostu jasno-oliwkowa i taki makijaż będzie bardziej pasował :)
To co wyszło, no cóż, wyszło mniej pomarańczowo a bardziej złoto-miedziano-mdło-i-nijako, no i myślę że obyłoby się bez kreski nad linią rzęs (chociaż nie byłabym chyba sobą gdybym jej nie zrobiła). No i ogólnie srednio byłam przekonana do tego makijażu ale ja nie musiałam się na siebie patrzeć przez cały dzień, haha x)
Poza tym, że makijaż odbiegł od mojego pierwotnego planu, to jeszcze było takie dziwne ostre światło i nie mogłam uchwycić makijażu.
Whatever.
Czemu ja się muszę zawsze tak rozpisać, zamiast po prostu wrzucić te 3 zdjęcia? O.o Trochę zbędna paplanina, cóż, bycie babą chyba zobowiązuje do gadania bez sensu i składu.




Jak się zapatrujecie na makijaże w takich kolorach? Lubicie pomarańcze? A może pomarańcz tylko jako produkt spożywczy? :D

A niebawem recenzja 3 pomadek Golden Rose, które nabyłam ostatnio. Pozdrawiam!

22 sie 2012

wstępna recenzja czegoś, co uratowało mi głowę - Swiss O Par, Frottee Trockenshampoo

W poprzednim poście wspomniałam o moich planach, jakim był wyjazd na Hip Hop Kemp. Nie wiem, jak jest na innych festiwalach czy w ogóle polach namiotowych, ale na tej imprezie warunki sanitarne były dość marne. Wiadomo, nie przeszkadza to w dobrej zabawie, ale jak nie ma możliwości codziennego prysznica z myciem włosów, trzeba kombinować z mokrymi chusteczkami dla dzieci, żelami do dezynfekcji rąk i ograniczeniem bieżącej wody do baniaka z wodą. Ale co z włosami? Zawsze miałam problem z łojotokiem, kiedyś musiałam myć włosy codziennie, obecnie, dzięki delikatniejszej pielęgnacji, mogę spokojnie robić to raz na 2, a nawet 3 dni (z tym że 3-go dnia albo śmigam w czapce albo mam ulizane włosy i koczka). No ale jednak w warunkach, w których przetłuszczanie włosów jest wzmożone, spędziłam ponad 5 dni.

Kiedyś użyłam parę razy jakiegoś suchego szamponu, który moja mama kupiła za granicą - nie pamiętam co to było, pachniało jak owocowy płyn do mycia naczyń i ciężko było usunąć biały nalot (chyba talk) z włosów, odświeżał tylko na chwilę. No cóż. Na szybko przed zakupami przed-wyjazdowymi zrobiłam szybki rekonesans w internecie, no ale wiemy jak to jest - jedni polecają Isanę, inni Syoss, a gdzieś się natknęłam na jakiś (ponoć niezły) szampon Frottee, ale że chyba jest niedostępny w Polsce czy coś. Ale w Rossmanie go znalazłam, cenowo wychodził podobnie jak Syoss i Isana. Wzięłam Frottee.
Syossa odrzuciłam na wstępie, bo chcę przynajmniej ograniczyć kupowanie i używanie przeze mnie kosmetyków testowanych na zwierzętach. Nie mam pojęcia, jak jest z firmą Rufin, nie mogę znaleźć informacji na temat tego czy testuje czy nie.


zdjęcie pochodzi ze strony www.rufin.de - nie mam tymczasowo aparatu :(
Do rzeczy!
Suchy szampon Swiss O Par Frottee tosowałam go codziennie przez cały wyjazd - od środy do niedzieli, na tej tylko podstawie opisuję swoje wrażenia - prawdopodobnie będę go stosować dalej i po jakimś czasie być może zrobię pełniejszą recenzję.
Według producenta jest idealny do mycia na sucho pomiedzy normalnymi myciami włosów, fryzura  jest odświeżona i pozostaje w niezmienionym kształcie. Producent zaleca nie czekać, aż włosy się pozlepiają, ale lepiej stosować produkt częściej (a oszczędniej).
Jak się go stosuje? Rozczesać włosy, rozpylić równomiernie u nasady, pasmo po paśmie, z odległości ok. 20cm. Pozostawić do wyschnięcia (nie jest napisane na ile - ja czekałam zwykle koło minuty albo więcej, bo zajmowałam się czymś w międzyczasie), wytrzeć dokładnie ręcznikiem i starannie rozczesać, ewentualnie resztki usunąć przy pomocy suszarki - ja oczywiście ten krok pomijałam.
Opakowanie mieści 200 ml, ma taką formę jak lakier do włosów. Nie jest wybitnie ładne, dla mnie plusem jest to że jest niebieskie bo lubię ten kolor, hahahaha :D No ale jakby było ładniejsze nie obraziłabym się, bardziej minimalistyczne i eleganckie albo coś, wygląda tak aptecznie trochę.
Co do wydajności, nie mogę się wypowiedzieć - użyłam go parę razy, nie skończył się jeszcze :D ale trudno powiedzieć, ile go zostało.
Działanie uważam za całkiem niezłe. Przez cały ten pobyt w warunkach wzmożonego przetłuszczania włosów normalnym sposobem umyłam je raz. Poza tym Frottee mnie ratował. Wyraźnie odświeżał włosy, ale przede wszystkim, spowalniał dalsze przetłuszczanie. Owszem, matuje włosy, zabiera im zdrowy blask, ale też odbiera "blask" nadmiaru sebum ;) Mogę tak "na oko" powiedzieć, że po 3 dniach z tym szamponem (pot, słońce, upał, wiatr, noszenie czapki, kurz, sauna w namiocie, podróżowanie busami, pks-ami i pociągami itp.) miałam włosy mniej przetłuszczone niż po 3 dniach w normalnych warunkach, co uważam za spory sukces :)
Owszem, zostawia biały nalot na włosach, ale da się go całkowicie usunąć. Mam czarne włosy więc u mnie widać takie rzeczy, i miewałam pobielone włosy od pudru dla dzieci, którego nie mogłam całkiem usunąć. Inna sprawa, że mam włosy proste, śliskie i w dobrej kondycji - nie wiem jak to będzie z usunięciem produktu a innych typów włosa.
Zapach - duszący, dla mnie nieprzyjemny (ja w ogóle nie lubię zapachowych kosmetyków, chyba że jest to zapach naturalny. Poważnie, wolę kosmetyki śmierdzące jak przyprawa do zupy niż jak żelki jabłkowe albo płyn do garów). Najlepiej używać tego produktu na zewnątrz, na pewno nie w ciasnej łazience.
Włosy nie elektryzowały mi się po nim.

Podsumowując, uważam ten produkt za całkiem udany. Choć raczej polecałabym go stosować raczej w awaryjnych sytuacjach, myślę że częste stosowanie może wysuszyć skórę głowy, a więc doprowadzić do wzmożonej produkcji łoju.

dla zainteresowanych skład: Butane, Aluminum Starch Octenylsuccinate, Alcohol denat., Aqua, Parfum, Limonene, Distearyldimonium Chloride, Isopropyl Alcohol


Używacie suchych szamponów? Może macie swoje typy godne polecenia? A może stosujecie "partyzanckie" sposoby odświeżania włosów, np. pudrem dla dzieci czy skrobią? ;)

14 sie 2012

mały słowotok o niczym i HHK

Jak pisałam ostatnio, miałam kurs wizażu. Już go skończyłam, nie wiem z jakim wynikiem, gdyż dyplom odbiorę dopiero w przyszłym tygodniu. Powiem tak - ja się tam zbyt wiele nie nauczyłam, ale wiadomo, to zawsze cenne doświadczenie i fajna przygoda :) Nigdy wcześniej nie malowałam tak "obcych" twarzy, jedyne makijaże wykonywane na twarzach innych niż moja to mojej mamie i dwóch przyjaciółkach - czyli to w sumie i tak oswojone rysy. Może kiedyś rozkręcę się jako wizażystka, mam taką nadzieję :P Na razie ćwiczę na sobie i na sobie realizuję liczne pomysły (niestety, pożyczyłam aparat przyjaciółce, dlatego nie zamieszczam ostatnio postów), i jak się nadarzy okazja maluję koleżanki.

Jeśli odzyskam aparat pojawię się w przyszłym tygodniu :) Pewnie jeszcze nie wiecie, ale kocham hip hop. Ten dobry, prawdziwy hip hop to mój ulubiony gatunek muzyczny (choć znajdują się wykonawcy reprezentujące zupełnie inne style, których uwielbiam, np. Tricky, Massive Attack, Placebo, Skunk Anansie, The Prodigy...). Jutro rano wyjeżdżam obleśnym pks-em do Kłodzka, stamtąd prosto do Hradec Kralove (Czechy) na Hip Hop Kemp - festiwal hip hopowy :) Czekam na to od daaawna, jadę pierwszy raz, wcześniej jakoś nie było mi po drodze, wrrrr niczego w swoim życiu nie żałuję jak tego, że nie było mnie tam rok temu, kiedy grali Odd Future i Pac Div - obie te grupy uwielbiam. W tym roku może skład artystów dupy mi nie urywa, ale i tak się jaram :D Najbardziej jestem ciekawa koncertu Dope D.O.D - ekipa z Holandii która wyjątkowo trafiła w mój gust - te nieco dubstepowe bity jak najbardziej do mnie przemawiają, choć sam dubstep to dla mnie coś obcego i trochę niezrozumiałego :P
Ciekawe, czy znajdzie się choć jedna blogerka która lubi taką muzykę :D
Z tegorocznego składu znam i lubię m.in Danny'ego Brown'a i Freddiego Gibbs'a (który zagra wraz z Madlibem), no i oczywiście wart uwagi jest Yasiin Bey a.k.a Mos Def.

A wy? Lubicie festiwale muzyczne? A może lubicie hip hop? :D

6 sie 2012

dzisiejszy dymek (w zgaszonym brązie)

Przydymiony, bo dawno czegoś takiego nie nosiłam ;) Nie rozpisuję się bo nie ma o czym i nie chcę się spóźnić na lekcję wizażu - zapisałam się na kurs, dzisiaj zaczynam pierwszą z pięciu lekcji. Nie muszę chyba mówić, że jestem podekscytowana? i oczywiście bardzo ciekawa, nigdy w niczym podobnym nie uczestniczyłam. Trzymajcie kciuki ;)