16 lip 2012

recenzja: My Secret, Matt Eye Shadow

Tak, lubię tanie cienie. Lubię mieć dużo cieni a fundusze nie pozwalają mi na kupowanie dużych ilości drogich kosmetyków. Na szczęście z bazą Art Deco większość nawet niedrogich cieni trzyma się dobrze na powiece :)
Zgromadziłam kolekcję 6 z dostępnych 10 cieni My Secret Matt Eye Shadow. Jak nazwa wskazuje, są to cienie matowe. Naprawdę matowe.


Opakowanie to coś, co uwielbiam w tych cieniach. Proste, przezroczyste i naprawdę porządne (upadały mi nie raz, i ani opakowanie, ani cienie nie doznały uszczerbku). I, może to banalne, ale podoba mi się to że jest płaskie, wieczko nie jest, jakby to powiedzieć, zaokrąglone. Dzięki temu mogę stawiać jeden cień na drugim, dla mnie to bardzo wygodne.



Napisy się ścierają, tak samo nadruk na spodzie opakowania. Opakowanie lubi się ubrudzić obsypanymi cieniami od środka.


Do rzeczy!
Niestety, jak to często bywa, cienie różnią się od siebie jakościowo, dlatego zrecenzuję poszczególne odcienie osobno.
501 - mleczna biel, bynajmniej nie mocno biała, taka trochę ecru. Kiepsko napigmentowana i bardzo "sucha". Używam jej np. do lekkiego rozjaśnienia miejsca pod brwią. Lepiej nie spodziewać się cudów.
505 - cielisty, jasny beż.Taki neutralny, ni to różowy, ni to pomarańczowy, bardzo fajny do makijażu nude. Jeden z moich ulubionych. Pigmentacja w porządku, również dość suchy, ale chyba mniej niż 501.
506 - dość ciepły, taki czekoladowy brąz. Również bardzo go lubię, ładny kolor do makijażu dziennego. Całkiem dobra pigmentacja.
503 - za cholerę nie wiem, po kiego grzyba mi ten kolor! Poważnie. Ani razu go nie użyłam na powiece. Raz próbowałam użyć jako różu, ale jest strasznie taki talkowy, to można zauważyć nawet przy mazianiu palcem, jest suchy i się osypuje. Chyba go kupiłam bo na początku wydawał się bardzo jasnym różem, a już po pierwszym dotknięciu pędzla pojawił się ten toksyczny róż.
509 - ciepły odcień granatu, taki błękit pruski. Porządnie napigmentowany, ale trudno się rozciera, lubi robić plamy, ciężko go usunąć z pędzla (taki urok tego koloru, po farbach w takich ciepłych odcieni niebieskiego też długo nie mogę domyć pędzli), trzeba umyć pędzel (ogólnie ja zwykle wycieram w chusteczkę, myję raz na tydzień) bo inaczej może nas spotkać niemiła niespodzianka gdy zechcemy pędzla użyć do innego koloru. Ogólnie kolor ładny ale ciężki, i nawet jeśli udaje mi się go dobrze nałożyć to w ciągu dnia robią się nieestetyczne placki, trochę się osypuje.
510 - czerń. Nie jest to najczarniejsza czerń na świecie, choć pigmentacja nie jest zła. Czasem też robi placki, choć nie tak jak 509 - tu trzeba wprawy w nakładaniu.


swatch:




U mnie z trwałością jest całkiem w porządku, zwłaszcza że zawsze nakładam na bazę. Poza tym nieszczęsnym 509, który w ciągu dnia się potrafi dziwnie zachowywać. Nie zauważyłam rolowania się, ale jak mówię, używam bazy.


Kolorów 501, 505, 506 i 510 użyłam w tym makijażu: klik!
I tych właśnie kolorów używam dość często.
Plusem jest ich dostępność - są w stałej ofercie My Secret w drogeriach natura, oraz ich cena: 5,99zł, a czasem można dostać taniej w promocjach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz